Dlaczego osoby zaangażowane religijnie mają bardziej pozytywny stosunek do NPZ niż osoby niezaangażowane religijnie?

5/5 - (3 votes)

Przed rozpoczęciem niniejszych badań brałem pod uwagę zarówno możliwość, że związek między zaangażowaniem religijnym a pozytywnym stosunkiem do NPZ, będzie dodatni (bardziej pozytywny stosunek do NPZ mają osoby zaangażowane religijnie) jak i możliwość, że będzie to związek ujemny  (mniej pozytywny stosunek do NPZ mają osoby zaangażowane religijnie).

Przesłanką założenia, że rozważany związek mógłby okazać się  dodatni, było wzięcie pod uwagę możliwości, że osoby bardziej zaangażowane religijnie mogły zetknąć się z publikacjami ks. Hryniewicza lub innych autorów o pozytywnym stosunku do NPZ i przejąć ten pozytywny stosunek. Przedstawię teraz wyniki dodatkowej analizy danych potwierdzającej, że osoby religijne czuły się nieco lepiej poinformowane o idei NPZ niż osoby niereligijne.

Do grupy „religijnych” zaliczyłem tych badanych, którzy zarówno na pytanie, czy regularnie modlą się, jak i na pytanie, czy regularnie uczęszczają do kościoła, wybrali odpowiedź „zdecydowanie tak” lub „tak”. Do grupy „niereligijnych” zaliczyłem pozostałych badanych. Wyróżnione w ten sposób grupy osób „religijnych” i „niereligijnych” porównałem pod względem średniego stopnia znajomości ogółu informacji dotyczących NPZ. Porównanie to wykazało, że grupa osób „religijnych” odczuwała informacje dotyczące idei NPZ jako mniej „nowe” (mniej nieznane) niż grupa osób „niereligijnych”. Średnie wyniosły odpowiednio: 1,81 i 1,28; wartość testu t-Studenta dla równych wariancji wyniosła t = 3,01, przy df=59, p<0,004 (test dwustronny).
Średnia dla osób niereligijnych (1,28) była bliska odpowiedzi o wartości 1, której przypisana była ocena: „dla mnie [jest to] informacja zdecydowanie nowa”. Średnia dla osób religijnych (1,81) była bliska odpowiedzi o wartości 2, której przypisana była ocena: „dla mnie [jest to] informacja raczej nowa”.

Wstępną przesłanką założenia, że rozważany związek mógłby okazać się  ujemny, było wzięcie pod uwagę możliwości, że osoby bardziej zaangażowane religijnie w większym stopniu identyfikują się z treścią nauczania Kościoła w sprawach eschatologii. W dominującym w Polsce Kościele Katolickim tradycyjnie naucza się, że ostatecznym losem człowieka jest wieczne niebo lub wieczne piekło. Osoby bardziej zaangażowane religijnie mogłyby mieć w związku z tym negatywny stosunek do idei powszechnego zbawienia.

Po przeprowadzeniu zreferowanych w tej pracy badań wróciłem do roważań nad zasadnością rozumowania przedstawionego przed chwilą.

Doszedłem do wniosku, że mimo braku oficjalnego poparcia dla idei powszechnego zbawienia, w Kościele Katolickim  kultywowane są pewne formy pobożności, które mogą sprzyjać akceptacji powszechnego zbawienia. Mam na myśli modlitwę różańcową, której zalecanym składnikiem jest następująca prośba: „O mój Jezu, przebacz nam nasze grzechy, zachowaj nas od ognia piekielnego, zaprowadź wszystkie dusze do nieba i dopomóż szczególnie tym,  którzy najbardziej potrzebują Twojego Miłosierdzia”. Znajdujące się w tej prośbie słowa:  „[O mój Jezu] zaprowadź wszystkie dusze do nieba” są niczym innym, jak modlitwą o zbawienie wszystkich ludzi. Jest rzeczą sensowną przypuszczać, że ludzie zaangażowani religijnie tę modlitwę znają i odmawiają, a w związku treść tej modlitwy oddziaływa na nich. Słuszność tego przypuszczenia potwierdziła się w badaniu, jakie zostało przeprowadzone w roku 2006 na grupie młodzieży gimnazjalnej, licealnej i studenckiej (Gołąb, 2006).

Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie, ponieważ stosunek do nierówności płciowych (NPZ) może być związany z różnymi czynnikami, w tym z wychowaniem, kulturą, osobistymi przekonaniami czy doświadczeniami. Niemniej jednak, istnieje kilka hipotez, które mogą wyjaśnić, dlaczego osoby zaangażowane religijnie mogą mieć bardziej pozytywny stosunek do NPZ niż osoby niezaangażowane religijnie:

  1. Tradycyjne nauki religijne: Wiele religii opiera się na tradycyjnych nauczaniach, które często przypisują konkretne role i obowiązki płci. Osoby głęboko zaangażowane w te nauki mogą być mniej krytyczne wobec istniejących nierówności płciowych, widząc je jako część boskiego planu.
  2. Autorytet duchownych: W niektórych tradycjach religijnych duchowni mają duży wpływ na życie i przekonania swoich wyznawców. Jeżeli duchowni popierają tradycyjne role płci, osoby zaangażowane religijnie mogą przyjąć te przekonania.
  3. Wspólnotowość i poczucie przynależności: Osoby zaangażowane religijnie często uczestniczą w życiu swojej wspólnoty wyznaniowej, co może prowadzić do wzmocnienia poczucia przynależności i więzi z innymi o podobnych przekonaniach. W takim otoczeniu, istnieje mniejsza szansa na krytyczne podejście do nierówności płciowych.
  4. Konserwatyzm kulturowy: Niektóre religie są powiązane z konserwatywnymi wartościami kulturowymi, które mogą wpłynąć na stosunek do NPZ. Osoby zaangażowane religijnie mogą być mniej skłonne do zmiany swojego stanowiska wobec nierówności płci, ponieważ odbierają to jako zagrożenie dla swojego systemu przekonań.
  5. Indywidualne przekonania: Oczywiście, wartości i przekonania każdej osoby są złożonym produktem różnych doświadczeń i wpływów, w tym religijnych. Możliwe, że niektóre osoby zaangażowane religijnie mają pozytywny stosunek do NPZ z powodów niezwiązanych z religią.

Powyższe hipotezy są ogólnymi obserwacjami, które mogą nie dotyczyć wszystkich przypadków. Stosunek każdej osoby do NPZ może być związany z wieloma czynnikami, nie tylko z zaangażowaniem religijnym.

Nadprzyrodzone obdarowanie w cnotach teologalnych

5/5 - (2 votes)

praca dyplomowa z teologii

Bóg stworzył człowieka na obraz i podobieństwo Swoje i ofiarował siebie na samym początku jako cel, przedstawiając swój zbawczy plan, wprowadził człowieka na drogę ku temu celowi. Należy stwierdzić, że sfera nadprzyrodzoności na mocy bezinteresownej miłości Boga, została udostępniona człowiekowi, aby mógł się uświęcać i przebywać w prawdziwej bliskości ze Stwórcą. Dlatego ludzka natura została wyniesiona do wielkiej godności współuczestnictwa w Boskiej naturze[1].

Nadprzyrodzone ubogacenie człowieka jest więc możliwe dzięki łasce wiary, która jest Bożym darem danym ludzkiemu sercu.

Analizy dotyczące różnych kultur wykazują, że ważnym elementem egzystencji jest religia, zajmująca się dziedziną poznania i działania ludzkiego otwartego na Boga. W pojęciu religia zawarta jest: konkretna doktryna – inaczej mówiąc system uznawanych i głoszonych prawd Bożych, które dają odpowiedzi na najbardziej elementarne pytania dotyczące egzystencji, następnie określony kult Boga, sposoby nawiązywania z Nim kontaktu, uświęcania się, także zespół norm postępowania i instytucje społeczne mające religijny charakter[2].

Zgodnie z nauką Papieża, religia posiada zarówno wymiar osobowy i jednostkowy, jak też wymiar wspólnotowy i społeczny. W wymiarze indywidualnym pierwszym aspekcie religia otwiera człowieka, który jest istotą duchową, na wewnętrzny i osobowy dialog z Bogiem, w wymiarze społecznym współtworzy kulturę i sposób życia określonego narodu, w którym aspekt duchowy stanowi rdzeń jego tożsamości. Ów dialog człowieka z Bogiem, nie może się dokonać w pełni wyłącznie dzięki naturalnym ludzkim możliwościom poznawczym, ponieważ to, co transcendentne, nie mieści się jedynie w sferze empirycznej, doświadczalnej. Rozum a tym bardziej zmysły ludzkie nie mogą samoistnie dotrzeć do sfery nadprzyrodzonej, stąd też indywidualne odniesienie człowieka do Boga ma rację bytu jedynie w kontekście wiary[3]. Wiara więc jest zwornikiem tego, co doczesne, z tym, co duchowe.

Zgodnie z nauką Soboru Watykańskiego II wiara wyraża posłuszeństwo względem Boga, przez które człowiek, aktem wolnej woli, cały się Jemu powierza. Dobrowolnie przyjmuje objawioną przez Niego prawdę, gdy okazuje Jemu całkowitą uległość rozumu i woli. Ażeby posiadać taką wiarę, trzeba mieć łaskę Bożą uprzedzającą i wspomagającą, jak również wewnętrzną pomoc Ducha Świętego, który poruszając serca zwraca ku Bogu, otwiera oczy rozumu i udziela wszystkim słodyczy w uznawaniu i dawaniu wiary prawdzie[4]. Definicja ta zawiera dwa aspekty: personalistyczny, który przedstawia dobrowolność otwarcia się człowieka na Boga i teologiczny, wyrażający Boże wezwanie oraz potrzebę wspomożenia człowieka łaską Ducha Świętego.

Ojciec Święty będąc nauczycielem wiary, poprzez autorytet Chrystusa, pełny zaangażowania staje przed młodymi pragnąc ukazać im bogactwo i piękno wiary, które wypływa z jej wyznawania. Należy o tym pamiętać szczególnie w młodości, gdy człowiek rozwija swoją osobowość i nie powinien być obojętny w obliczu tej rzeczywistości. Najistotniejsze jest na tym etapie życia odkrycie i uwierzenie w Chrystusa Boga i człowieka, który umarł, zmartwychwstał i odkupił całą ludzkość. Jeśli młodzi bez oporu przylgną do Boga w sposób żywy i niezachwiany, to inaczej będą patrzeć na różne problemy i sytuacje życiowe, łatwiej też im będzie odnaleźć źródła nadziei i sposoby mądrego działania. Wiara jest źródłem zwycięstwa człowieka w nim samym – stwierdza Papież – zwycięstwa nad sobą samym, nad tym wszystkim, co w nim jest niskie, co w nim jest grzeszne, co go zniewala wewnętrznie. Tylko wiara, czyli moc Ducha Świętego, może przyczynić się do zwycięstwa człowieka. I z kolei może przyczynić się także do zwycięstwa tego, co szlachetne, co sprawiedliwe; tego co piękne w świecie, w którym człowiek żyje[5]. Wiara wyraża się w odpowiedzi człowieka kierującego się rozumem i otwartego na słowo Boga, co ostatecznie prowadzi do zwycięstwa, czyli zbawienia.

W obliczu kryzysu wiary w okresie młodzieńczym, Jan Paweł II poucza, aby odrzucić to wszystko, co jest infantylne lub dziecięce. Przykładem niezłomnej wiary i wierności wobec zamierzeń Bożych, którego wskazuje młodym Papież jest Abraham. Bóg bowiem tych, których wzywa i powołuje, zachęca do wytrwałości i niezachwianego zaufania[6]. Podążając drogą Bożych przykazań i zawierzając opatrzności nie można ulegać zniechęceniu wobec nieuniknionych trudności. Młodzi powinni być realistami. Nie mogą ulec złudnej propozycji spontanicznego i łatwego życia. Przeciwnie – przez uczenie się bycia tym, kim chciałby ich widzieć Chrystus, stawianie sobie wymagań, podejmowanie walki ze sobą, jak również kształtowanie swojej świadomości, winni wypracować w sobie postawę mężnego i odpowiedzialnego młodego chrześcijanina, dla którego wiara wiąże się z ryzykiem – to jest najistotniejszym motywem w postępowaniu[7].

Osobista wiara i dojrzewanie w niej przyniesie właściwe owoce tylko wtedy, gdy troska o życie duchowe będzie związana z wdzięcznością, odpowiedzialnością i pełniejszym obcowaniem z Chrystusem. Prawdziwy postęp na drodze wiary wymaga nieustannego nawracania się[8].

Tylko dzięki wierze młodzi mogą wzrastać w Chrystusie. Otwiera ich ona na Bożą łaskę, jest bramą zbawienia, rozwija życie nadprzyrodzone, budzi nadzieję i miłość oraz wprowadza w przestrzeń działania Ducha Świętego w Kościele. Wiara więc jest fundamentem życia chrześcijańskiego i pozwala na autentyczną zażyłość z Chrystusem.

Nadzieja towarzyszy człowiekowi w całym procesie jego rozwoju. Kto niczego nie oczekuje, ten ulega zwątpieniu, zatraca poczucie własnego sensu życia. Kto jednak przepełniony jest nadzieją, zachowuje optymizm i ufa, że zawsze znajdzie wyjście z najtrudniejszej sytuacji życiowej[9].

W chrześcijańskim rozumieniu nadzieja postrzegana jest w kręgu świata wartości odczytywanych w kontekście historii zbawienia ludzkości w Jezusie Chrystusie. Wzywa ona do uczestniczenia w Bożej ekonomii zbawienia, proponuje więc człowiekowi udział w dobrach nadprzyrodzonych, eschatologicznych, zachęcając go do ich wyczekiwania i osiągnięcia[10].

W tej perspektywie przedstawia się ona jako cnota teologalna, czyli darmo dany dar pragnienia szczęścia, ofiarowany przez Boga sercu każdego człowieka. Ów dar inspiruje do działania w pełni otwartego na Królestwo niebieskie i życie wieczne. Nadzieja chroni przed zwątpieniem, udziela otuchy w opuszczeniu i uczy pokładać ufność w obietnicach Chrystusa[11]. Zatem można stwierdzić, że cnota nadziei dotyka całej rzeczywistości osoby ludzkiej. W zmierzaniu do rożnych celów i wypełnianiu rozmaitych zadań staje się ona koniecznym wsparciem, szczególnie wobec gromadzących się trudności i w momentach zwątpień.

Dlatego Jan Paweł II zwraca uwagę młodych na Osobę Jezusa, który potrafi otwierać w ich szlachetnych sercach nowe horyzonty, wzbudzać zapał, tłumić lęki, rozpalać potężny płomień nadziei. Młodzi, nie traćcie nadziei – zachęca Papież – wy jesteście pielgrzymami nadziei.(…) Fundamentem tej nadziei jest bowiem zwycięstwo Jezusa Chrystusa nad grzechem i śmiercią. Pozwólcie waszym sercom zachwycić się Życiem, które ofiarowuje wam Jezus; w Nim znajdziecie swoją prawdziwą młodość[12].

Chrystus jest Mistrzem, nauczycielem i źródłem nadziei. Wsłuchując się w Jego słowa i żyjąc tym życiem, którym On chce się dzielić z każdym, młody człowiek jest w stanie odkryć w sobie poczucie szczególnego sensu własnego istnienia. Chrystus ukazuje mu jego wartość, pomaga przejść granice doczesności i ukazuje ostateczną przyszłość. Życie wieczne z Bogiem to najwznioślejszy cel chrześcijańskiej nadziei, ku któremu powinno zmierzać całe doczesne życie.

Często jednak w odniesieniu do problemów współczesnego świata, wielu młodych żyje w poczuciu zagubienia, bezradności i niepokoju, bytują w lęku[13]. Papież podkreśla, że sam bycia młodym powinien budzić nadzieję i optymizm. Niewątpliwie ten atut pozwoli młodym przezwyciężyć zastaną sytuację i pozostawić przyszłym pokoleniom niezłomną nadzieję na świat sprawiedliwy, braterski, zbudowany na fundamencie ludzkiego, społecznego, a nade wszystko religijnego współistnienia[14]. Młodzi jednak winni zwalczać w sobie ducha pesymizmu, angażować się zaś z ufnością, poświęceniem, ale i realizmem w budowę bardziej chrześcijańskiego i ludzkiego społeczeństwa, w którym by zapanowała cywilizacja miłości.

Młody chrześcijanin jest człowiekiem nadziei i dla niego żadna sytuacja nigdy nie jest beznadziejna[15]. Nie powinien więc lękać się współczesności i związanych z nią wyzwań. Rozważając cały młodzieńczy entuzjazm i potencjał, jaki mogą wnieść w swoje środowisko, Papież zwraca się do nich stwierdzając, że są oni depozytariuszami wielkiej nadziei ludzkości. W was jest nadzieja – mówi do nich – ponieważ wy należycie do przyszłości, a zarazem przyszłość należy do was[16]. Młodzież wezwana jest, by stać się prawdziwym znakiem nadziei – podkreśla Papież.

Prawdziwa młodość realizuje się w nadziei, cnota ta zaś inspiruje, dodaje entuzjazmu, energii w otwarciu się na życie i świat. Już u początków swojego pontyfikatu Jan Paweł II mówił do młodzieży, że są nadzieją Kościoła i że pokłada w nich ufność i wzywa ich do odpowiedzialności za kształt przyszłego świata i Kościoła[17]. Zachęcając, aby byli w świecie autentycznymi świadkami wiary i nadziei, żyjąc miłością na co dzień nie żałowali również sił i entuzjazmu, trudu, a nawet ofiary budując przyszłość już teraz[18].

Ze słowem miłość kojarzy się bogactwo treści, które przewijają się w całej ludzkiej historii i stanowią odwieczną inspirację w kulturze. Nikt nie jest w stanie przejść swego życia, nie mając jednocześnie nic wspólnego z miłością. To ona bowiem ukazuje pełny wymiar fenomenu człowieka i stanowi jego rozwiązanie. Tylko dzięki niej można osiągnąć pełnię człowieczeństwa, kreować swój wizerunek, poprzez który następuje otwarcie się na drugiego człowieka, a zwłaszcza na Boga, sprzyja także odkryciu i poznaniu najszlachetniejszych warstw ludzkiej egzystencji[19].

Miłość ludzka, rozpatrywana na poziomie przyrodzonym jak i nadprzyrodzonym jest zawsze sprawą dotyczącą wnętrza sfery ludzkiego ducha. To akt osobowy, który integruje każdego człowieka, jego władze wewnętrzne i zewnętrzne w skierowaniu woli i serca ku czemuś. Jest jednym z najbardziej angażujących przeżyć, jednak to przeżycie miłości w znaczeniu psychologicznym musi być w człowieku podporządkowane miłości w rozumieniu etycznym. Inaczej mówiąc: miłość jako przeżycie należy podporządkować miłości jako cnocie do tego stopnia, że bez miłości jako cnoty nie zaistnieje w pełni przeżycie miłości[20].

Miłość rozważana jako cnota teologalna jest darem Bożym, dzięki któremu człowiek miłuje Boga ponad wszystko, a drugiego człowieka na wzór swojej własnej miłości. Sprawia ona, że oczyszczona ludzka zdolność do miłowania podnosi się do poziomu nadprzyrodzonej doskonałości, jaką jest miłość Boża. Ożywia ona i inspiruje praktykowanie wszystkich cnót, jest więzią doskonałości (por. Kol 3, 14) i formą tych cnót. Najpełniej je wyrażając i porządkując między sobą jest jednocześnie źródłem i celem ich praktykowania[21].

Można więc stwierdzić, że wartość cnoty miłości wyraża się w tym, iż czyni zdolnym każdego człowieka do dania odpowiedzi Bogu miłością na Jego miłość, podjęcia wspólnego dialogu opartego na zaufaniu. Jak stwierdza Papież cnota miłości ma duży wpływ na relacje międzyludzkie i stosunek do całego stworzenia, dlatego zachęca on młodych do życia miłością, wzrastania i uczenia się jej. Na początku wskazuje, że najdoskonalszym nauczycielem miłości jest Jezus Chrystus i w Nim należy szukać natchnienia, życie ludzkie, które jawi się jako dar Bożej Miłości, ukierunkować tak by kochać jednocześnie Boga, drugiego człowieka, jak również siebie samego. Jezus na kartach Ewangelii wyjaśnia na czym ta miłość polega – jest to służba braciom, siostrom i całemu światu[22].

Ojciec Święty zapewnia młodzież, że Chrystus patrzy na nich z miłością i wychodzi im naprzeciw w ich doświadczeniach młodości. To spojrzenie pełne miłości wyraża ich osobowe dobro i potwierdza przez ofiarę odkupienia szczególną głębię Jego miłości, która całkowicie akceptuje ich człowieczeństwo, odkrywając zarówno ich ludzką słabość, jak i ludzką godność[23].

Na tym etapie młody chrześcijanin doznaje szczególnej radości, gdyż wie, że Jezus przyjmuje go takim, jakim jest.

Miłość jest więc najgłębszym i najpełniejszym wyrazem człowieczeństwa, czerpiąc zaś swoje źródło z Chrystusa, czyni zdolnym do przekraczania ludzkich słabości i egoizmu. Ludzka podmiotowość dzięki niej staje się niepowtarzalna przez metafizyczne piękno i bogactwo uczuć. Dlatego też Jan Paweł II zaznacza, że młodzi są wezwani, aby tego wyrazu miłości nie zafałszować, jej bogactwa nie zniszczyć, piękna zaś nie zeszpecić. Jeśli młodzi zaakceptują wezwanie do miłości pochodzące od samego Stwórcy, jeśli właściwie odczytają w głębi swoich sumień, że prostota i przejrzystość płynie z błogosławieństwa czystego serca, które daje szansę bycia z Bogiem (por. Mt 5,8), to miłość wpisana w projekt ich życia zrodzi im najpiękniejsze owoce[24].

Wyjątkową troską i szczerym pragnieniem Papieża jest, aby młodzi chcieli i jednocześnie uczyli się kierować w swoim życiu prawdziwą miłością. Chciałbym – stwierdza Jan Paweł II – aby wasze życie było zawsze przeniknięte tą wielką prawdą: Bóg jest miłością ( 1 J 4, 16). Ta prawda została nam objawiona bardziej aniżeli poprzez słowa, poprzez fakty. Prawda o miłości, która odnawia wnętrze człowieka i z drogi grzesznika i buntownika nawraca go na drogę dobrego i wiernego sługi. (por .Mt 25, 21). Tej rzeczywistości winniście stale dawać świadectwo, gdyż: kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim (1J 4,16).(…) W ten sposób – bardziej czynem niż słowem będziecie świadczyć o tym, że Bóg jest miłością[25].

Chrześcijański obraz życia, jaki przedstawia młodym Papież, nie jest łatwy, lecz wymagający. Prawdziwe i rzeczywiste skutki, które towarzyszą tego rodzaju formie życia, takie jak sens ludzkiej egzystencji, szczęście i radość, wartość krzyża i cierpienia, pełnia człowieczeństwa, są wystarczającym argumentem dla młodych, by zafascynować się nauką Chrystusa i chociaż spróbować żyć według jej wskazań. Młodzi są w pełni świadomi mocy, jaką daje wiara, nadzieja i miłość, tej mocy która daje im zbawienie, przekraczające doczesną rzeczywistość i prowadzące do spotkania z Bogiem w wieczności.

Bardzo dobitnie wyraził to św. Paweł następującymi słowami: teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno; wtedy zaś zobaczymy twarzą w twarz. Teraz poznaję po części, wtedy zaś poznam tak jak i zostałem poznany. Tak więc trwają wiara ,nadzieja, miłość – te trzy: z nich zaś największa jest miłość (1 Kor 13, 12-13). Oczywistym jest więc, że młodzi powinni otworzyć się na cnoty teologalne. Tylko w taki sposób mają szansę odnalezienia i określenia się w dzisiejszym świecie, tak bardzo zróżnicowanym. Dzięki mocy Chrystusa mogą w sposób wartościowy kształtować swoją bogatą osobowość. To z kolei wymaga zrozumienia potrzeby pracy nad sobą przez rozwijanie cnót moralnych.

[1] Por. H.de Lubac, O naturze i łasce, Kraków 1986, s. 14 i 25.

[2] Por. R. Rogowski, Wiara a kultura, ComP 1 (1981) nr 4, s. 93-94.

[3] Por. LM 11.

[4] Por. KO 5; por. także KKK 1814-1816.

[5] Jan Paweł II, Jasnogórskie spotkanie młodzieży pozostanie źródłem nadziei – środowa audiencja, 21. 08. 1991, w: Młodzi z Ojcem Świętym, Częstochowa 1991, s. 98.

[6] Por. Jan Paweł II, Pielgrzymowanie w wierze. Msza św. Na rozpoczęcie XVI pieszej pielgrzymki do Loretto, Macerata 19.06.1993, OsRomPol 14 ( 1993) nr 10, s. 56.

[7] Por. Jan Paweł II, Maryja wzorem na drodze ku pełnej dojrzałości. Pożegnanie uczestników VI ŚDM, Częstochowa 15. 08. 1991, OsRomPol 12 (1991) nr 8, s. 31.

[8] Por. Jan Paweł II, Przemówienie do młodzieży w Poznaniu, 03 .06.1997, w: Jan Paweł II w Polsce. Przemówienia i homilie, Kraków 1997, s. 93-94.

[9] Por. A. Nowak , Psychologiczne aspekty nadziei, w: Nadzieja w postawie ludzkiej, dz. zb. pod red. W Słomki, Lublin 1992, s.82-83.

[10] Por. W. Słomka, Nadzieja chrześcijańska, w: Nadzieja w postawie ludzkiej, dz. cyt., s. 131.

[11] Por. KKK 1817-1818.

[12] Jan Paweł II, Jako apostołowie nowej ewangelizacji budujcie cywilizacje miłości. Spotkanie otwierające ŚDM w Buenos Aires, 11. 04. 1987, OsRomPol 8 (1987) nr 6, s. 27-28.

[13] Por. RH 15-16.

[14] Por. J. Nagórny, Szczegółowe zasady życia moralnego, w: Być chrześcijaninem dziś, dz. zb. pod red. S. Rosik, Lublin 1994, s. 327.

[15] Por. Jan Paweł II, Spotkanie z młodzieżą na Westerplatte – przemówienie, 12. 06. 1987, w: Jan Paweł II w Polsce. Przemówienia i homilie, dz. cyt., s. 643.

[16] LM 1.

[17] Por. Jan Paweł II, Pan jest blisko i daje się poznać w człowieku cierpiącym. Msza św. Dla środowisk uniwersyteckich Rzymu, Rzym 15. 12. 1992, OsRomPol 14 (1993) nr 2, s. 24.

[18] Por. Jan Paweł II, Przemówienie do młodzieży w Poznaniu, 03.06.1997, dz. cyt., s. 94.

[19] Por. T. Styczeń, Problem człowieka problemem miłości, w: Człowiek w poszukiwaniu zagubionej tożsamości, dz. zb. pod red. T. Styczeń Lublin 1987, s. 64-84.

[20] Por. K. Wojtyła, Miłość i odpowiedzialność, Lublin 1986, s. 105-108.

[21] Por. KKK 1822 i 1827.

[22] Por. Jan Paweł II, Eucharystia jest sakramentem siły przebicia, Spotkanie z młodzieżą przed siedzibą arcybiskupów krakowskich, przem. cyt., s. 24.

[23] Por. LM 7.

[24] Por. LM 10.

[25] Jan Paweł II, Jako apostołowie nowej ewangelizacji budujcie cywilizację miłości, przem. cyt., s. 28.

Pochodzenie religii

5/5 - (1 vote)

Koncepcja laicka

Według koncepcji laickiej religia powstała, czyli miała swój początek. Jednak jej powstanie ludzkość zawdzięcza wyłącznie potrzebom, istniejącym w człowieku.

Ludzkość początkowo nie miała żadnej religii, gdyż brakowało jej tych podstawowych pojęć, bez których religia nie może istnieć, a którymi są przede wszystkim koncepcje duchowości, nadprzyrodzoności, nieśmiertelności, norm moralnych, sumienia,  świętości, boskości, itp.

Wytworzenie się takich pojęć wymagało pewnych specyficznych okoliczności, dzięki którym pierwotny człowiek najpierw mógł przeżywać pewne stany psychiczne.  Z jednej strony bezbronność i bezradność wobec przemożnych sił przyrody, których pierwotny człowiek nie był w stanie pojąć, a które groziły mu zniszczeniem, budzą w nim zakłócający logiczne myślenie strach. Wylęknięty łatwo dopatrywał się poza widzialnym światem jakiejś tajemniczej potęgi innego świata. Z drugiej zaś strony to zrazu nieokreślone odczucie czy wyobrażenie niewidzialnej potęgi zaczyna stopniowo – dzięki innym rodzajom przeżyć – przybierać coraz wyraźniejszą postać.

Mianowicie w pewnym momencie swojej egzystencji ówczesny człowiek zauważa w sobie, że każda spostrzeżona rzecz świata zewnętrznego jednocześnie istnieje jakoś inaczej, jako obraz jego wyobraźni, w takiej postaci dzięki pamięci trwa on niezależnie od samej rzeczy lub samorzutnie zjawia się we snach. Te wyobrażenia zaczyna uważać za duchy rzeczy cielesnych, obdarzając je na podobieństwo tego, co się dzieje wewnątrz człowieka, pewnymi mana, tzn. ukrytymi siłami. Ponieważ zaś wszystko, co zostało spostrzeżone, może być wyobrażane, przeto każda rzecz ma swego ducha. Brzaskiem więc życia religijnego jest animizm, tzn. przekonanie o powszechności dusz.

Następnym etapem w kształtowaniu się religijności miało być doświadczenie co do korzystnego lub szkodliwego oddziaływania na człowieka ukrytych sił duchów. Wśród ciągłego zagrożenia człowiek instynktownie szukał sprzymierzeńców wśród jednych rzeczy, a obrony przed innymi. Przekonawszy się, że pewne przedmioty odgrywają szczególną rolę w podtrzymywaniu i zachowaniu życia biologicznego jako niezbędna żywność, narzędzie lub broń, człowiek coraz bardziej związywał się uczuciowo z takim przedmiotem, iż w końcu począł go traktować jako totem, co w języku pewnych Indian oznacza przede wszystkim znak rozpoznawczy i hasło danego plemienia. W dalszym rozwoju totemizmu niemałą rolę musiał odegrać coraz bardziej ugruntowujący się kult przodków, który stał się szczególną formą animizmu: bolesne przeżywanie śmierci bliskiej osoby znajdowało pewne ukojenie w wyobrażaniu sobie zmarłego jako żyjącego, którego po latach legendarnych wspomnień idealizowano. W ten sposób czczona pamięć przodka mogła stopniowo zlać się z koncepcją totemu, który zaczął być wtedy uważany nie tylko za jakiegoś zmarłego członka rodziny, ale także za protoplastę, opiekuna i żywiciela danej wspólnoty. Tak więc w wyobraźni pierwotnego człowieka dawny przodek dzięki kultowi zwolna przybierał postać jakiegoś nadczłowieka czy herosa.

Z kolei dla pozyskania  korzystnych względów totemu czy dobrego mana zaczęto wykonywać pewne czynności, którymi naśladowano podpatrzone zachowanie się reprezentowanej przez niego istoty. Z czasem uprawiano czary bądź dla uchronienia przed szkodliwymi wpływami niebezpiecznych sił, czy dla ich zneutralizowania, bądź to dla współdziałania z nimi w niegodziwych  celach. Przy uprawianiu takiej magii szczególną rolę spełniają pewne dziwne przedmioty, a jeszcze bardziej czarownicy, czyli budzący lęk jacyś dziwaczni ludzie, a później wtajemniczeni starcy, którzy z czasem zdobywali duży autorytet wśród ciemnoty ludzkiej. Poznawszy pożytek lub szkodliwość pewnych rzeczy lub czynności owi zaklinacze oznaczali je mianem tabu, czyniąc je przez to nietykalnymi i zabronionymi. Z tych wyznaczonych nakazów lub zakazów z biegiem czasu powstał cały system moralnego postępowania, którego początek jest zatem magiczny. Z faktów naruszenia tabu zrodziło się pojęcie grzechu, a z jego zachowywania powstało pojęcie świętości. Natomiast oba te pojęcia złożyły się na uformowanie w psychice ludzkiej tego, co nazywamy potocznie sumieniem.

Tak w dziecinnym stadium ludzkości powstały te pierwsze koncepcje, które stały się podwalinami przyszłej religii. Była to jednak tyko zapowiedź religii, gdyż dla pełnego jej wykorzystania brakowało jeszcze pojęcia boskości.[1]

Zaistniały jeszcze inne czynniki, które można nazwać jako społeczne. W przemianach cywilizacyjnych dużą rolę odgrywała zdolność niektórych ludzi do wytwarzania coraz doskonalszych narzędzi, od których zależy rolnictwo i zapewnienie sobie dostatku. „Otóż właśnie ci zdolniejsi ludzie zaczynają zwolna dzięki swej sprawności gromadzić coraz większą własność prywatną, którą z kolei wraz z tajemnicami swych umiejętności przekazują tylko swemu potomstwu lub wyjątkowym wybrańcom. Tą drogą doszło do powstania klas społecznych, między którymi różnice stają się coraz radykalniejsze.  Ta uzależniająca jednych ludzi od drugich przemoc społeczna z czasem dochodzi do takiej potęgi, że w wyobraźni bezradnych i zahukanych poddanych wydaje się ona jakąś różną od odkrywających się w przyrodzie, niewidzialną, a więc niematerialną, czy nadprzyrodzoną siłę.

Obok głęboko przeżywanych w poprzednich wiekach tajemniczych mocy świata widzialnego teraz  analogicznie ustala się przekonanie o innym świecie…”[2], nieosiągalnym za pomocą zmysłów.  Wytworzyła się w ludziach refleksja, że gdzieś w zaświatach istnieje władca owych tajemniczych mocy i życiodawca. Tak powoli kształtowało się pojęcie nadducha, czyli bóstwa.

Do utworzenia się pełnej religii brakowało jeszcze jednego pojęcia. Ponieważ dawnych ludzi nie było stać na wydedukowanie duchowości z pojęcia niezłożoności, początkowo zarówno duchy, jak i wszyscy bogowie musieli być dla nich śmiertelni. Dopiero takie obserwacje zjawisk i przeżyć, jak np. tyczące się zwłaszcza umarłych zjawy senne mogły doprowadzić do przekonania o nieśmiertelności ducha ludzkiego, a potem bogów.


[1] Wielki Nieznany. Lech Grabowski. Płock 1983, s. 16-18

[2] Ibidem, s. 18

Różne koncepcje wzajemnej relacji rozumu i wiary

5/5 - (1 vote)

z pracy dyplomowej

Jednym z głównych dążeń filozofów klasycznych było oczyszczenie ludzkich wyobrażeń o Bogu z form mitologicznych.

Zadaniem pierwszych twórców filozofii było wykazywanie powiązań pomiędzy wiarą a wymogami rozumu.

„Sięgając wzrokiem dalej, ku zasadom uniwersalnym, nie poprzestawali już oni na antycznych mitach, ale chcieli dać racjonalną podstawę swoim wierzeniom w boskość. Wkroczyli w ten sposób na drogę, która wychodząc od dawnych tradycji inicjowała proces rozwoju odpowiadający wymogom rozumu powszechnego. Celem, ku któremu zmierzał ten proces, było krytyczne uświadomienie sobie tego, w co się wierzy… Oddzielono od religii warstwę przesądów i przynajmniej częściowo oczyszczono ją w drodze analizy racjonalnej. Na tej właśnie podstawie Ojcowie Kościoła nawiązali owocny dialog ze starożytnymi filozofami, otwierając drogę dla głoszenia i zrozumienia Boga objawionego w Jezusie Chrystusie”[1].

Jaki jest stosunek nauki i teologii? Jak zauważa Polkinghorne „każda ma całkiem duży stopień autonomii. Mamy wszelkie podstawy, by sądzić, że pytania, które można postawić na gruncie nauki, uzyskają kiedyś w jej ramach odpowiedź. W tym sensie nauka nie potrzebuje pomocy teologii…. Teologia ma również własną dziedzinę zjawisk (w skrócie, doświadczenia obecności Boga), które próbuje zrozumieć. Nauka, ze względu na to, że samoogranicza swe zainteresowania do dobrze określonej klasy dających się uogólnić nieosobowych zdarzeń (w rzeczy samej, takie ograniczenie umożliwia jej sukces), nie może ani wesprzeć twierdzeń religii, ani im zaprzeczyć”[2].

Dalej zauważa, że obu dyscyplin nie da się w pełni rozdzielić. „Oferowane przez nie obrazy świata oddziaływają na siebie w jakimś nieredukowalnym stopniu. Postać tych oddziaływań  nie jest jednak symetryczna po obu stronach granicy. Asymetria wynika z charakteru teologii. Jeśli zajmujemy się pytaniami dotyczącymi Boga, to zajmujemy się również całą rzeczywistością. Z konieczności teologia musi brać pod uwagę dane o wszelkich różnorakich ludzkich badaniach, niezależnie od tego, czy pochodzą z nauki zajmującej się światem fizycznym, czy z zajmującej się pięknem estetyki, czy z interesującej się dobrem etyki, czy też są jej własną szczególną dziedziną objawiającego spotkania z nadprzyrodzonością”.[3]

Należy podkreślić, że nieodzownym warunkiem relacji pomiędzy filozofią a teologią jest fakt, że – zdaniem Lecha Grabowskiego – teologia „zawsze musi być solidnie oparta na doświadczalnie zdobytych materiałach fizyki, biologii, psychologii, historii, socjologii, itp. Nie jest więc ona spekulacją fantazji na temat nie mających żadnej łączności z konkretami często abstrakcyjnych pojęć. Przeciwnie, jedynie filozofia jest w stanie uzasadnić racjonalność konkretnego przeżycia religijnego, którego bowiem relacja duchowa do rzeczywistości transcendentnej ma swoją wystarczającą rację w prawdach uzasadnianych spekulacją dedukcyjną, jak np. duchowość i substancjalność duszy, istnienie i natura Boga”.[4]

Jan Paweł II, przedstawia relację wiary i rozumu następująco: „Wiara i rozum (fides et ratio) są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy. Sam Bóg zaszczepił w ludzkim sercu pragnienie poznania prawdy, którego ostatecznym celem jest poznanie Jego samego, aby człowiek -–poznając Go i miłując – mógł dotrzeć także do pełnej prawdy o sobie”.[5]

Zdaniem Ojca Świętego wiara domaga się, aby jej przedmiot został poznany przy pomocy rozumu; rozum, osiągając szczyt swoich poszukiwań, uznaje, jak konieczne jest to, co ukazuje mu wiara. Według  Niego dużą rolę w długim procesie kształtowania się relacji pomiędzy teologią i filozofią odegrał św. Tomasz z Akwinu. „W epoce, gdy chrześcijańscy myśliciele odkrywali na nowo skarby filozofii starożytnej, a ściślej arystotelesowskiej, wielką zasługą Tomasza było ukazanie w pełnym świetle harmonii istniejącej między rozumem a wiarą. Skoro zarówno światło wiary, jak i światło rozumu pochodzą od Boga – dowodził – to nie mogą sobie wzajemnie zaprzeczać. Wiara zatem nie lęka się rozumu, ale szuka jego pomocy i pokłada w nim ufność. Jak łaska opiera się na naturze i pozwala jej osiągnąć pełnię, tak wiara opiera się na rozumie i go doskonali. Rozum oświecony przez wiarę zostaje uwolniony od ułomności i ograniczeń, których źródłem jest nieposłuszeństwo grzechu, i zyskuje potrzebną moc, by wznieść się ku poznaniu tajemnicy Boga”.[6]

Święty Tomasz wskazuje drogę chrześcijaninowi, który  dyskutując na temat artykułów wiary, winien zmierzać nie ku temu, by wiarę udowadniać, lecz żeby jej bronić. Wskazuje jednocześnie, że narzędziem, którym powinien się posługiwać chrześcijanin, powinna być filozofia, „abyście mianowicie na drodze rozumowej (za pomocą filozofii – przypis własny) wykazywali, że to co wyznaje wiara katolicka nie jest fałszem”.[7]

Co teologia może dać filozofii oraz co filozofia może dać teologii?

Zdaniem Polkinghorne’a teologia może dostarczyć odpowiedzi na meta pytania, które wprawdzie biorą się z nauki, ale nie mają naukowego charakteru. Na tę rolę teologii, która zmierza do ostatecznego i pełnego zaspokojenia głodu wiedzy, szczególny nacisk kładzie tradycja pochodząca od św. Tomasza z Akwinu. Dwudziestowieczny myśliciel tomistyczny Bernard Lonergan pisał o Bogu, że jest On nieograniczonym aktem rozumienia, odwiecznym zachwytem objawiającym się w każdym Archimedesowym okrzyku: Eureka![8]

Filozofia zaś może dać teologii to, że powie, jaki naprawdę jest świat fizyczny. Przez to zada warunki zgodności, które powinny respektować ogólniejsze badania teologii. Doktryna stworzenia musi jakoś odpowiedzieć na fakt, że historia Wszechświata to trwająca miliardy lat ewolucja od prostoty do złożoności, a nie jakiś skok-w-byt gotowego świata przed kilkoma tysiącami lat. Z pewnością przemawia to na rzecz pojęcia Stwórcy, który jest w swych działaniach wyrafinowany i cierpliwy. Wymóg harmonii z odkryciami nauki może być jakimś zdrowym korygującym czynnikiem, który będzie hamował stałą skłonność teologii do czystej spekulacji.

Wielcy naukowcy, wśród których należy wspomnieć geniusza naszych czasów Alberta Einsteina, uważali, że te dwie dyscypliny wyjaśniania rzeczywistości (filozofia i teologia) nie powinny być wykorzeniane z siebie nawzajem. Uważał on, że wiara bez nauki jest pusta, zaś nauka bez wiary jest ślepa.

Poprzez filozofię i poznanie rozumowe człowiek dochodzi do słynnego stwierdzenia Sokratesa: – Wiem, że nic nie wiem. Powiedzenie to wcale nie odzwierciedla ludzkiego nieuctwa, lecz wskazuje na to, że rozum jest ograniczony w pojęciu otaczającej go rzeczywistości. Dochodzi do przekonania, że mimo ogromnej wiedzy, jaką posiada, nie jest w stanie odpowiedzieć w sposób naprawdę pewny na podstawowe pytania związane z egzystencją.

Immanuel Kant w prosty sposób przedstawił ograniczoność ludzkiego poznania. Posłużył się przykładem z kartką papieru. Położywszy kartkę na stole, człowiek może dostrzec tylko jedną stronę. Wyglądu drugiej strony kartki może się tylko domyślać.

Można do wiary podchodzić na podobieństwo sławnego wywodu Pascala zawartym w Myślach, znanego w literaturze jako zakład Pascala. Próbuje ona nam narzucić chrześcijaństwo za pomocą rozumowania opartego na założeniu, że nasze zainteresowanie prawdą przypomina zainteresowanie wygraną w grze hazardowej. „W swobodnym przekładzie jego słowa brzmią następująco: Musisz albo wierzyć, albo nie wierzyć, że Bóg istnieje – co wybierasz?

Twój ludzki rozum nie ma tu nic do powiedzenia. Między tobą i naturą toczy się gra, w której w dniu sądu wypadnie orzeł lub reszka. Zważ swoje zyski i straty w przypadku, gdybyś wszystko postawił na orła, czyli istnienie Boga: jeżeli wygrasz, zyskujesz wieczną szczęśliwość; jeżeli przegrasz, nie tracisz nic. Gdyby w tym zakładzie była tylko jedna szansa na nieskończenie wiele, że Bóg istnieje, i tak powinieneś wszystko na nią postawić; bo choć z pewnością ryzykujesz w ten sposób skończoną stratę, każda skończona strata nie jest do przyjęcia.  Nawet nieunikniona strata jest do przyjęcia, jeżeli istnieje najdrobniejsza możliwość nieskończonego zysku. Idź więc i używaj wody święconej, bierz udział we mszy; wiara przybędzie i uciszy twoje skrupuły – Cela vous fera croire et vous abtira. Dlaczego by nie? Właściwie, co masz do stracenia?”.[9]

Problem właściwego stosunku, jaki ma zachodzić między nauką i wiarą, rozgrywa się w ramach szerszego zagadnienia dotyczącego wzajemnych relacji natury i nad-natury, porządku przyrodzonego i nadprzyrodzonego. Mogą tu zachodzić dwa zasadnicze spaczenia: zatarcia różnicy istotnej między tymi dwoma porządkami i właściwe ułożenie ich wzajemnych powiązań.

Filozofia dotyczy prawd dostępnych przyrodzonemu poznaniu, podczas gdy teologia jest próbą interpretacji prawd objawionych nam w sposób nadprzyrodzony, a wiara jest cnotą nadprzyrodzoną, łaską pozwalającą nam te prawdy przyjąć i uznać za niewzruszone. Filozofia neoplatońska nosiła za sobą dziedzictwo, którego jedną z wytycznych  było twierdzenie, że między przyrodzonością i nadprzyrodzonością, naturą i łaską, rozumem i wiarą oraz doświadczeniem mistycznym zachodzi tylko różnica stopnia, nie zaś różnica dotycząca samej istoty. Stąd w neoplatoniźmie i w nurtach myślowych do niego zbliżonych lub do nich nawiązujących programowo zaciera się granica pomiędzy strefą filozofii i wiary. Właściwy układ powiązań między strefą rozumu i wiary wymaga, by każdy człowiek był filozofem, a każdy chrześcijanin teologiem. Nie chodzi o to, by wszyscy oddawali się studiom filozoficznym i teologicznym, ale o to by wzrastać jako ludzie (chrześcijanie) w przednaukowej mądrości filozoficznej, a jako wierzący poznawać coraz głębiej prawdy wiary.

Jan Paweł II apeluje do filozofów i do wykładowców filozofii, aby idąc śladem  zawsze aktualnej tradycji filozoficznej, mieli odwagę przywrócić myśli filozoficznej wymiary autentycznej mądrości i prawdy, także metafizycznej. Niech dążą zawsze ku prawdzie i będą wrażliwi na dobro w niej zawarte. Dzięki temu będą umieli zbudować autentyczną etykę, której ludzkość tak pilnie potrzebuje, zwłaszcza w obecnym czasie. Kościół – pisze dalej – z uwagą i życzliwością śledzi ich poszukiwania; niech zatem będą przekonani, że potrafi uszanować słuszną autonomię ich nauki (Przemówienie do naukowców…, s. 25-32).

Szczególne słowa zachęty papież kieruje do ludzi wierzących, pracujących na polu filozofii, aby rozjaśniali różne dziedziny ludzkiej działalności światłem rozumu, który staje się pewniejszy i bardziej przenikliwy dzięki oparciu, jakie znajduje w wierze.

Kończąc rozważania na temat stosunku rozumu do wiary, pragnę posłużyć się parafrazą stwierdzenia, że wiara bez rozumu jest pusta, zaś rozum bez wiary jest ślepy.[10]

Ojciec święty Jan Paweł II często prosi ludzi, aby starali się dostrzec wnętrze człowieka oraz jego nieustanne poszukiwanie prawdy i sensu. Różne systemy filozoficzne wpoiły mu złudne przekonanie, że jest absolutnym panem samego siebie, że może samodzielnie decydować o swoim losie i przyszłości, polegając wyłącznie na sobie i na własnych siłach. Wielkość człowieka nigdy nie urzeczywistni się w ten sposób. Stanie się to możliwe tylko wówczas, gdy człowiek postanowi zakorzenić się w prawdzie, budując swój dom w cieniu Mądrości i w nim zamieszkując. Tylko w tym horyzoncie prawdy będzie mógł w pełni zrozumieć sens swojej wolności oraz swoje powołanie do miłowania i poznania Boga jako najdoskonalsze urzeczywistnienie samego siebie.


[1] Fides et Ratio. Jan Paweł II. Warszawa 1998, s. 56

[2] Rozum i rzeczywistość. John Polkinghorne. Kraków 1995, s. 104

[3] j.w.: s. 104

[4] j.w.: s. 25

[5] Fides et…,  s. 3

[6] j.w.: s. 66

[7] Dzieła wybrane. Św. Tomasz z Akwinu. Poznań 1984, s. 196

[8] Rozum…, s. 104

[9] Prawo do wiary. William James. Kraków 1996, s. 38

[10] fałszywie przypisywanemu  Albertowi Einsteinowi

Wiara i rozum w rozwiązywaniu problemów egzystencjalnych przez młodzież

5/5 - (2 votes)

Interpretacja wyników badań

Większość ankietowanych pozytywnie odpowiadało na pytanie pierwsze, które brzmiało: Jeżeli uważasz, że Bóg istnieje, to jaką widzisz dla siebie rolę do spełnienia w życiu?

Jednak zdecydowana większość (13 osób) nie potrafiła odpowiedzieć na drugą część pytania (jaką widzisz dla siebie rolę do spełnienia w życiu?).

Odpowiedzi na powyższe pytanie można usystematyzować następująco (porównaj z wykresem nr 2):

  1. Bóg istnieje (5 osób),
  2. Wierzę w Boga i to mi wystarczy(4 osoby),
  3. Bóg istnieje i ma w stosunku do mnie jakieś plany (3 osoby),
  4. Wierzę w Boga, ale nie zastanawiałem się o swojej roli do spełnienia w życiu (1 osoba).  

Dziewięćdziesiąt procent ankietowanych uważa, że Bóg jest tym, który dał życie i wyznaczył drogę, którą należy kroczyć, aby być szczęśliwym.

Bóg istnieje, dał mi życie, za które chcę mu podziękować. Staram się żyć godnie, przebaczać, znosić cierpienia, które spotykamy na drodze i zachowywać przykazania – pisze w ankiecie siedemnastoletnia Danuta.

Szesnastoletnia Olga pisze, że Bóg stanowi ważną rolę w moim życiu. Uważam, że to On jest dawcą życia i wszelkiego dobra. Wszystko, co nas w życiu spotyka, należy traktować z pokorą… .

Inna ankietowana – Dorota (17 lat) – uważa, że Bóg istnieje i ma dla mnie ściśle określoną rolę. Ja jednak nie wiem jaką, dlatego staram się żyć tak, aby u schyłku życia niczego nie żałować.

 Natomiast szesnastoletni Piotr uważa, że Bóg istnieje i odgrywa w jego życiu znaczącą rolę. Wierzę, że Bóg powierzył mi ważną rolę w życiu, ale ja jeszcze nie odkryłem swojego powołania.

Kilku ankietowanych nie ma jeszcze jasno określonego celu życiowego. Szesnastoletnia Olga ma już zarys tego, czym chciałaby się zajmować w przyszłości, widząc w tym swego rodzaju powołanie życiowe dane od Boga. Uważam – pisze w ankiecie – że najbardziej odpowiedzialną pracą jest leczenie ludzi. Można im pomagać. Właśnie dlatego chciałabym w przyszłości pracować jako lekarz.

Wyżej wymienione odpowiedzi pokrywają się z treścią rozważań teoretycznych niniejszej pracy (porównaj: s. 5) gdzie napisano, że dokonuje się w tym okresie decydująca rozprawa miedzy własnym ja a otoczeniem, a także Bogiem.

Młodzież w okresie dorastania może tylko stopniowo ustalać swoje pojęcia religijne, przyswaja sobie najpierw fragmenty przekazywanych jej prawd i pojęć. Chodzi o właściwe pojmowanie Boga, religii. Następuje więc odrzucenie magicznej i autokratycznej religijności z poprzedniego okresu. Teraz chodzi o uduchowienie  pojęć religijnych i całego stosunku do Boga.

Starsi ankietowani (18 lat) żyją maturą, ale równocześnie wybiegają myślami w przyszłość. Wybierają zawód, kierunek studiów; myślą o własnej rodzinie; widzi swoje miejsce w społeczności ludzi dorosłych. Interesują się i przeżywają problemy wielkiego świata, jak: wojna, głód, niesprawiedliwość społeczna, itp. Życiowo bliskie są im takie problemy, jak rodzina, małżeństwo, miłość, przyjaźń. Kończąc naukę w szkole średniej młodzież bardziej może rozeznać swoje zadanie w  państwie, Kościele oraz rolę Kościoła w świecie.

Żadna z ankietowanych osób nie odpowiedziała na pytanie 2 postawione w ankiecie, które brzmiało: Jeżeli uważasz, że Boga nie ma, to jak widzisz swoje miejsce i rolę w życiu? Z powyższego wywnioskowałem, iż wszyscy ankietowani byli osobami wierzącymi w Boga.

Próbując przeanalizować pytanie dotyczące osoby (osób) do których zwracają się ankietowani, gdy mają problem egzystencjalny można zauważyć, że dużą rolę w życiu nastolatków odgrywają rodzice.

Zasady postępowania przyjmowane od dorosłych dla dziecka posiadały wartość bezwzględną, opartą na autorytecie rodziców.

Szesnastoletni Piotr pisze: Jeśli mam problem życiowy, to zawsze zwracam się o pomoc do rodziców. Są moim autorytetem. Wierzę, że chcą dla mnie jak najlepiej.

Okres dorastania można uznać za węzłowy punkt łączący dwa światy: dzieciństwo i dorosłość. Starsi ankietowani (18 lat) wskazują, że osoba znacząca w ich życiu to kolega lub koleżanka. Wiąże się to z tym, że młody człowiek przyjmował prawdy o religii, wierze bezkrytycznie. Obecnie sprawdza się ich słuszność.

Młody człowiek zwraca się ze swoimi problemami zazwyczaj do osób, z którymi może się identyfikować; którzy przeżywają (bądź przeżywali) podobny problem egzystencjalny. Są to zazwyczaj rówieśnicy, bądź starsi koledzy lub koleżanki.

Podobnie jest z autorytetem w życiu nastolatka. Autorytetem dla nastolatka są rodzice. Jednak w starszym wieku (18 – 19 lat) autorytet rodziców zostaje nieco  osłabiony i podważany.

Autorytet rodziców zostaje zachwiany. Młody człowiek uważa, że rodzice nie są obiektywni w stosunku do ich problemów i często bagatelizują owe problemy.  Podejście  rodziców  do  problemu  dziecka  typu:

„Żeby tylko takie problemy były na świecie” stwarza barierę, którą rodzice mają z czasem trudniej pokonać.

Osiemnastoletni Artur napisał w ankiecie – rodzice mnie nie rozumieją. Czasem wydaje mi się, że są w stosunku do mnie zupełnie obcymi ludźmi. Lepiej potrafię dogadać się ze swoją dziewczyną, niż z własną matką.

Młody człowiek – jak w przypadku Artura – dochodzi do takiego przekonania, że rodzice są staroświeccy. Oczywiście nastolatek nie neguje tego, że jego rodzice też byli w wieku huśtawki emocjonalnej (charakterystycznej dla okresu dorastania i poszukiwania własnej tożsamości) jednak uważa, że był to zupełnie inny świat; inny rodzaj zachowania i postępowania.

Osiemnastoletnia Anna pisze w ankiecie: Gdy mam jakiś problem to najczęściej zwracam się do kogoś aby pomógł mi w jego rozwiązaniu. Najczęściej jest to osoba dobrze mi znana taka, która nie zawiedzie mojego zaufania. Każdy problem ma więcej niż jedno rozwiązanie. Należy wybrać to najlepsze. Dlatego wskazówki innych ludzi są tak pomocne. Inna ankietowana, siedemnastoletnia Danuta, pisze: Zwracam się o pomoc do najbliższych osób. Słucham zdania drugiej osoby, rozważam to z własnego punktu widzenia. Często proszę o pomoc Boga podczas modlitwy.

Dla 90 % ankietowanych wiara pomaga w zrozumieniu otaczającego nas świata, zaś dla 65 % ankietowanych wiara razem z rozumem daje szerszy obraz rzeczywistości.

Jak wskazano w części teoretycznej niniejszej pracy, że skoro zarówno światło wiary jak i światło rozumu pochodzą od Boga, to nie mogą sobie wzajemnie zaprzeczać. Wiara zatem nie lęka się rozumu, ale szuka jego pomocy i pokłada w nim ufność[1].

Według szesnastoletniego Piotra nie wszystko można poznać za pomocą zmysłów. Na przykład nie zobaczymy uczuć drugiego człowieka.

 Inna badana, siedemnastoletnia Teresa uważa, że nie należy interpretować otaczającego nas świata jedynie za pomocą zmysłów. Równie ważna – jak wzrok czy słuch – jest zdolność myślenia i wolna wola.

Zdaniem Danuty (17 lat) nie wszystko jesteśmy w stanie zobaczyć gołym okiem i poznać za pomocą rozumu. Uważam, że powinniśmy dowiadywać się coraz więcej o otaczającym nas świecie. Słowa: sięgaj tam, gdzie wzrok nie sięga, zachęcają do wytrwałego wysiłku mającego na celu optymalne poznanie świata z każdej strony. Jednak poznanie to powinno iść w parze z poznaniem religijnym (wiara), ponieważ daje szerszy obraz rzeczywistości.

W pytaniu 7 ankiety postawiono pytanie: Co stawiasz w życiu na pierwszym miejscu? 

Odpowiedzi były zróżnicowane. Można sklasyfikować je w następujące kategorie (porównaj: wykres 5):

  • Znalezienie dobrej pracy i dorobienie się dużych pieniędzy – 85 %,
  • Osiągnięcie wyznaczonego sobie celu – 70 % ankietowanych,
  • Zdobycie wykształcenia – 65 %,
  • Postępowanie tak, aby osiągnąć satysfakcję duchową – 10 %.

Inne odpowiedzi charakteryzowały się tym, iż chodziło w nich o podobną sytuację życiową.

Ankietowana Dorota odpowiedziała, że chciałaby wytrwać w obecnym związku przez całe życie.

Danuta pisze, iż chciałaby mieć dobrego męża; zdrowie – które jest najważniejsze oraz dobrą pracę.

Ostatnie pytanie ankiety brzmiało: Czy uważasz, że sam rozum wystarczy do rozwiązania problemów stawianych przez życie?

Odpowiedzi, podobnie jak w innych pytaniach, były zróżnicowane. Zdaniem Teresy (17 l.) tak. Z reguły wszystko, co dzieje się wokoło daje się wytłumaczyć naukowo. Rozwiązywaniu problemów towarzyszy proces chemiczny nazywany przez nas myśleniem. W sytuacjach stresowych proces ten nasila się, podpowiadając nam rozwiązanie, które w innych sytuacjach nie przyszłoby nam do głowy. Niewiele pytań pozostaje bez odpowiedzi. Jednak one istnieją – wtedy może nam pomóc właśnie wiara.

Oprócz wyczerpującej odpowiedzi na pytanie zauważyć można, że – co pokrywa się z teorią niniejszej pracy[2] – Teresa jest dziewczyną, którą fascynuje nauka i jej tłumaczenie rzeczywistości.

Danuta pisze: Na pewno odgrywa on ważną rolę. Głównie od naszego rozumowania zależy nasze postępowanie. Jeżeli ja podejmuję jakąś decyzję czy to sama, czy radzę się rodziców, bądź chłopaka, to owe zdanie kierowane jest rozumem. Dlatego też uważam, że sam rozum wystarczy do rozwiązywania problemów stawianych przez życie.

Inny ankietowany (Piotr) jest innego zdania niż Danuta. W odpowiedzi na pytanie pisze: Byłem świadkiem cudownego uzdrowienia człowieka. Jest to zjawisko, które za pomocą rozumu nie da się do końca wytłumaczyć. Uważam, że sam rozum nie wystarczy do rozwiązania problemów. Lepiej je rozwiążemy, gdy posłużymy się dobrymi radami z Biblii.

Podobnego zdania jest szesnastoletnia Olga: Wielu ludzi jest impulsywnych i działa pod presją chwili, podejmują decyzje, nad którymi nie zastanawiają się. Takie postępowanie nie zawsze jest dobre. Robienie czegoś bez zastanowienia nie ma sensu. Można bowiem wiele stracić. Jeżeli Bóg dał nam rozum, abyśmy byli wolni i sami dokonywali dobrych wyborów, to dlaczego mamy z niego nie korzystać?


[1] porównaj:  s. 33

[2] porównaj: s. 8 – 9