Różne koncepcje wzajemnej relacji rozumu i wiary

5/5 - (1 vote)

z pracy dyplomowej

Jednym z głównych dążeń filozofów klasycznych było oczyszczenie ludzkich wyobrażeń o Bogu z form mitologicznych.

Zadaniem pierwszych twórców filozofii było wykazywanie powiązań pomiędzy wiarą a wymogami rozumu.

„Sięgając wzrokiem dalej, ku zasadom uniwersalnym, nie poprzestawali już oni na antycznych mitach, ale chcieli dać racjonalną podstawę swoim wierzeniom w boskość. Wkroczyli w ten sposób na drogę, która wychodząc od dawnych tradycji inicjowała proces rozwoju odpowiadający wymogom rozumu powszechnego. Celem, ku któremu zmierzał ten proces, było krytyczne uświadomienie sobie tego, w co się wierzy… Oddzielono od religii warstwę przesądów i przynajmniej częściowo oczyszczono ją w drodze analizy racjonalnej. Na tej właśnie podstawie Ojcowie Kościoła nawiązali owocny dialog ze starożytnymi filozofami, otwierając drogę dla głoszenia i zrozumienia Boga objawionego w Jezusie Chrystusie”[1].

Jaki jest stosunek nauki i teologii? Jak zauważa Polkinghorne „każda ma całkiem duży stopień autonomii. Mamy wszelkie podstawy, by sądzić, że pytania, które można postawić na gruncie nauki, uzyskają kiedyś w jej ramach odpowiedź. W tym sensie nauka nie potrzebuje pomocy teologii…. Teologia ma również własną dziedzinę zjawisk (w skrócie, doświadczenia obecności Boga), które próbuje zrozumieć. Nauka, ze względu na to, że samoogranicza swe zainteresowania do dobrze określonej klasy dających się uogólnić nieosobowych zdarzeń (w rzeczy samej, takie ograniczenie umożliwia jej sukces), nie może ani wesprzeć twierdzeń religii, ani im zaprzeczyć”[2].

Dalej zauważa, że obu dyscyplin nie da się w pełni rozdzielić. „Oferowane przez nie obrazy świata oddziaływają na siebie w jakimś nieredukowalnym stopniu. Postać tych oddziaływań  nie jest jednak symetryczna po obu stronach granicy. Asymetria wynika z charakteru teologii. Jeśli zajmujemy się pytaniami dotyczącymi Boga, to zajmujemy się również całą rzeczywistością. Z konieczności teologia musi brać pod uwagę dane o wszelkich różnorakich ludzkich badaniach, niezależnie od tego, czy pochodzą z nauki zajmującej się światem fizycznym, czy z zajmującej się pięknem estetyki, czy z interesującej się dobrem etyki, czy też są jej własną szczególną dziedziną objawiającego spotkania z nadprzyrodzonością”.[3]

Należy podkreślić, że nieodzownym warunkiem relacji pomiędzy filozofią a teologią jest fakt, że – zdaniem Lecha Grabowskiego – teologia „zawsze musi być solidnie oparta na doświadczalnie zdobytych materiałach fizyki, biologii, psychologii, historii, socjologii, itp. Nie jest więc ona spekulacją fantazji na temat nie mających żadnej łączności z konkretami często abstrakcyjnych pojęć. Przeciwnie, jedynie filozofia jest w stanie uzasadnić racjonalność konkretnego przeżycia religijnego, którego bowiem relacja duchowa do rzeczywistości transcendentnej ma swoją wystarczającą rację w prawdach uzasadnianych spekulacją dedukcyjną, jak np. duchowość i substancjalność duszy, istnienie i natura Boga”.[4]

Jan Paweł II, przedstawia relację wiary i rozumu następująco: „Wiara i rozum (fides et ratio) są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy. Sam Bóg zaszczepił w ludzkim sercu pragnienie poznania prawdy, którego ostatecznym celem jest poznanie Jego samego, aby człowiek -–poznając Go i miłując – mógł dotrzeć także do pełnej prawdy o sobie”.[5]

Zdaniem Ojca Świętego wiara domaga się, aby jej przedmiot został poznany przy pomocy rozumu; rozum, osiągając szczyt swoich poszukiwań, uznaje, jak konieczne jest to, co ukazuje mu wiara. Według  Niego dużą rolę w długim procesie kształtowania się relacji pomiędzy teologią i filozofią odegrał św. Tomasz z Akwinu. „W epoce, gdy chrześcijańscy myśliciele odkrywali na nowo skarby filozofii starożytnej, a ściślej arystotelesowskiej, wielką zasługą Tomasza było ukazanie w pełnym świetle harmonii istniejącej między rozumem a wiarą. Skoro zarówno światło wiary, jak i światło rozumu pochodzą od Boga – dowodził – to nie mogą sobie wzajemnie zaprzeczać. Wiara zatem nie lęka się rozumu, ale szuka jego pomocy i pokłada w nim ufność. Jak łaska opiera się na naturze i pozwala jej osiągnąć pełnię, tak wiara opiera się na rozumie i go doskonali. Rozum oświecony przez wiarę zostaje uwolniony od ułomności i ograniczeń, których źródłem jest nieposłuszeństwo grzechu, i zyskuje potrzebną moc, by wznieść się ku poznaniu tajemnicy Boga”.[6]

Święty Tomasz wskazuje drogę chrześcijaninowi, który  dyskutując na temat artykułów wiary, winien zmierzać nie ku temu, by wiarę udowadniać, lecz żeby jej bronić. Wskazuje jednocześnie, że narzędziem, którym powinien się posługiwać chrześcijanin, powinna być filozofia, „abyście mianowicie na drodze rozumowej (za pomocą filozofii – przypis własny) wykazywali, że to co wyznaje wiara katolicka nie jest fałszem”.[7]

Co teologia może dać filozofii oraz co filozofia może dać teologii?

Zdaniem Polkinghorne’a teologia może dostarczyć odpowiedzi na meta pytania, które wprawdzie biorą się z nauki, ale nie mają naukowego charakteru. Na tę rolę teologii, która zmierza do ostatecznego i pełnego zaspokojenia głodu wiedzy, szczególny nacisk kładzie tradycja pochodząca od św. Tomasza z Akwinu. Dwudziestowieczny myśliciel tomistyczny Bernard Lonergan pisał o Bogu, że jest On nieograniczonym aktem rozumienia, odwiecznym zachwytem objawiającym się w każdym Archimedesowym okrzyku: Eureka![8]

Filozofia zaś może dać teologii to, że powie, jaki naprawdę jest świat fizyczny. Przez to zada warunki zgodności, które powinny respektować ogólniejsze badania teologii. Doktryna stworzenia musi jakoś odpowiedzieć na fakt, że historia Wszechświata to trwająca miliardy lat ewolucja od prostoty do złożoności, a nie jakiś skok-w-byt gotowego świata przed kilkoma tysiącami lat. Z pewnością przemawia to na rzecz pojęcia Stwórcy, który jest w swych działaniach wyrafinowany i cierpliwy. Wymóg harmonii z odkryciami nauki może być jakimś zdrowym korygującym czynnikiem, który będzie hamował stałą skłonność teologii do czystej spekulacji.

Wielcy naukowcy, wśród których należy wspomnieć geniusza naszych czasów Alberta Einsteina, uważali, że te dwie dyscypliny wyjaśniania rzeczywistości (filozofia i teologia) nie powinny być wykorzeniane z siebie nawzajem. Uważał on, że wiara bez nauki jest pusta, zaś nauka bez wiary jest ślepa.

Poprzez filozofię i poznanie rozumowe człowiek dochodzi do słynnego stwierdzenia Sokratesa: – Wiem, że nic nie wiem. Powiedzenie to wcale nie odzwierciedla ludzkiego nieuctwa, lecz wskazuje na to, że rozum jest ograniczony w pojęciu otaczającej go rzeczywistości. Dochodzi do przekonania, że mimo ogromnej wiedzy, jaką posiada, nie jest w stanie odpowiedzieć w sposób naprawdę pewny na podstawowe pytania związane z egzystencją.

Immanuel Kant w prosty sposób przedstawił ograniczoność ludzkiego poznania. Posłużył się przykładem z kartką papieru. Położywszy kartkę na stole, człowiek może dostrzec tylko jedną stronę. Wyglądu drugiej strony kartki może się tylko domyślać.

Można do wiary podchodzić na podobieństwo sławnego wywodu Pascala zawartym w Myślach, znanego w literaturze jako zakład Pascala. Próbuje ona nam narzucić chrześcijaństwo za pomocą rozumowania opartego na założeniu, że nasze zainteresowanie prawdą przypomina zainteresowanie wygraną w grze hazardowej. „W swobodnym przekładzie jego słowa brzmią następująco: Musisz albo wierzyć, albo nie wierzyć, że Bóg istnieje – co wybierasz?

Twój ludzki rozum nie ma tu nic do powiedzenia. Między tobą i naturą toczy się gra, w której w dniu sądu wypadnie orzeł lub reszka. Zważ swoje zyski i straty w przypadku, gdybyś wszystko postawił na orła, czyli istnienie Boga: jeżeli wygrasz, zyskujesz wieczną szczęśliwość; jeżeli przegrasz, nie tracisz nic. Gdyby w tym zakładzie była tylko jedna szansa na nieskończenie wiele, że Bóg istnieje, i tak powinieneś wszystko na nią postawić; bo choć z pewnością ryzykujesz w ten sposób skończoną stratę, każda skończona strata nie jest do przyjęcia.  Nawet nieunikniona strata jest do przyjęcia, jeżeli istnieje najdrobniejsza możliwość nieskończonego zysku. Idź więc i używaj wody święconej, bierz udział we mszy; wiara przybędzie i uciszy twoje skrupuły – Cela vous fera croire et vous abtira. Dlaczego by nie? Właściwie, co masz do stracenia?”.[9]

Problem właściwego stosunku, jaki ma zachodzić między nauką i wiarą, rozgrywa się w ramach szerszego zagadnienia dotyczącego wzajemnych relacji natury i nad-natury, porządku przyrodzonego i nadprzyrodzonego. Mogą tu zachodzić dwa zasadnicze spaczenia: zatarcia różnicy istotnej między tymi dwoma porządkami i właściwe ułożenie ich wzajemnych powiązań.

Filozofia dotyczy prawd dostępnych przyrodzonemu poznaniu, podczas gdy teologia jest próbą interpretacji prawd objawionych nam w sposób nadprzyrodzony, a wiara jest cnotą nadprzyrodzoną, łaską pozwalającą nam te prawdy przyjąć i uznać za niewzruszone. Filozofia neoplatońska nosiła za sobą dziedzictwo, którego jedną z wytycznych  było twierdzenie, że między przyrodzonością i nadprzyrodzonością, naturą i łaską, rozumem i wiarą oraz doświadczeniem mistycznym zachodzi tylko różnica stopnia, nie zaś różnica dotycząca samej istoty. Stąd w neoplatoniźmie i w nurtach myślowych do niego zbliżonych lub do nich nawiązujących programowo zaciera się granica pomiędzy strefą filozofii i wiary. Właściwy układ powiązań między strefą rozumu i wiary wymaga, by każdy człowiek był filozofem, a każdy chrześcijanin teologiem. Nie chodzi o to, by wszyscy oddawali się studiom filozoficznym i teologicznym, ale o to by wzrastać jako ludzie (chrześcijanie) w przednaukowej mądrości filozoficznej, a jako wierzący poznawać coraz głębiej prawdy wiary.

Jan Paweł II apeluje do filozofów i do wykładowców filozofii, aby idąc śladem  zawsze aktualnej tradycji filozoficznej, mieli odwagę przywrócić myśli filozoficznej wymiary autentycznej mądrości i prawdy, także metafizycznej. Niech dążą zawsze ku prawdzie i będą wrażliwi na dobro w niej zawarte. Dzięki temu będą umieli zbudować autentyczną etykę, której ludzkość tak pilnie potrzebuje, zwłaszcza w obecnym czasie. Kościół – pisze dalej – z uwagą i życzliwością śledzi ich poszukiwania; niech zatem będą przekonani, że potrafi uszanować słuszną autonomię ich nauki (Przemówienie do naukowców…, s. 25-32).

Szczególne słowa zachęty papież kieruje do ludzi wierzących, pracujących na polu filozofii, aby rozjaśniali różne dziedziny ludzkiej działalności światłem rozumu, który staje się pewniejszy i bardziej przenikliwy dzięki oparciu, jakie znajduje w wierze.

Kończąc rozważania na temat stosunku rozumu do wiary, pragnę posłużyć się parafrazą stwierdzenia, że wiara bez rozumu jest pusta, zaś rozum bez wiary jest ślepy.[10]

Ojciec święty Jan Paweł II często prosi ludzi, aby starali się dostrzec wnętrze człowieka oraz jego nieustanne poszukiwanie prawdy i sensu. Różne systemy filozoficzne wpoiły mu złudne przekonanie, że jest absolutnym panem samego siebie, że może samodzielnie decydować o swoim losie i przyszłości, polegając wyłącznie na sobie i na własnych siłach. Wielkość człowieka nigdy nie urzeczywistni się w ten sposób. Stanie się to możliwe tylko wówczas, gdy człowiek postanowi zakorzenić się w prawdzie, budując swój dom w cieniu Mądrości i w nim zamieszkując. Tylko w tym horyzoncie prawdy będzie mógł w pełni zrozumieć sens swojej wolności oraz swoje powołanie do miłowania i poznania Boga jako najdoskonalsze urzeczywistnienie samego siebie.


[1] Fides et Ratio. Jan Paweł II. Warszawa 1998, s. 56

[2] Rozum i rzeczywistość. John Polkinghorne. Kraków 1995, s. 104

[3] j.w.: s. 104

[4] j.w.: s. 25

[5] Fides et…,  s. 3

[6] j.w.: s. 66

[7] Dzieła wybrane. Św. Tomasz z Akwinu. Poznań 1984, s. 196

[8] Rozum…, s. 104

[9] Prawo do wiary. William James. Kraków 1996, s. 38

[10] fałszywie przypisywanemu  Albertowi Einsteinowi

Radość eschatyczna

5/5 - (3 votes)

z pracy dyplomowej

Jednym z najbardziej popularnych kanonów śpiewanych na wspólnej modlitwie animowanej przez braci z Taiz jest pieśń: „Radością serca jest Pan, na Niego czeka dusza ma”. Zdradza ona tę eschatyczną tęsknotę za Bogiem

(Ps 16,10-11), który unosi nad nami swą radość. Jezus wielokrotnie zapewnia swoich uczniów, że przyjście do domu Ojca jest chwilą oczekiwaną przez Niego i napełnia Go radością (J 14,28;17,13), mimo to w Wieczerniku nie panowała zbyt radosna atmosfera. Radość nie wyklucza cierpienia i różnorodnych doświadczeń

(1 P 1, 6-8), gdyż są one zadatkiem naszego zbawienia. Radość ta ma swoją motywację w Królestwie Bożym, które jest już pośród nas, lecz „świat” jej nie dostrzega: „Będziecie płakać, a świat będzie się weselił (…) ale smutek wasz zamieni sIę w radość (…), a radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać

(J 16,20-22).

Jej niezniszczalność utwierdzona jest w obietnicy wielkiej nagrody

(Łk 6,23; 1P1,8; Mt 5,12) i już teraz imiona uczniów są zapisane na niebie

(Łk 10,20).

Tę niezłomną nadzieję i radość zachował psalmista:

„Dlatego ucieszyło się moje serce

i rozradował się mój język,

także i moje ciało spoczywać będzie w radości

że nie zostawisz duszy mojej w otchłani

ani nie dasz Swiętemu twemu ulec skażeniu.

Dałeś mi poznać drogi życia

i napełniłeś mnie radością

przed obliczem Twoim”

Ps 16,8-11 (BP)

Wypowiedzi Jezusa i Apostołów opisujące rzeczywistość eschatyczną ukazują ją jako pełnię radości w wymiarze dynamicznym.

Nic nie wskazuje na to, że jest to zgromadzenie zgnębionych męczenników i świętych nudziarzy zatopionych w szczęśliwej monotonii bez końca. Na tym polega właśnie Radosna Nowina – nasze zbawienie to współuczestnictwo w radości i miłości Boga samego.